Ewa Meyer-Chojnowska

„Oaza ciszy”
Moje dzieciństwo to Wrocław, młodość to Warszawa, wiek dojrzały to Berlin.
W Polsce związana z architekturą w Niemczech zamieniłam ją na grafikę komputerową,deskę kreślarską i rapitograf na nową formę wyrazu-tablet graficzny.
Wolny czas to wędrówki z kamerą w ręku. Poszukiwania, a właściwie
nie-poszukiwania, obiekty same się ukazują, trzeba je jedynie dostrzec.
„Oaza ciszy“ powstawała wiele lat temu.
To był czas wędrówki po warszawskich i berlińskich cmentarzach.
Czas spotkań z postaciami ukrytymi w cienistej zieleni .
Skamieniałe w smutku i zadumie figury, nierzadko są to dzieła sztuki,
przyciągajace swym pięknem, dostojnością i ogromnym smutkiem.
Spacerując po tych oazach ciszy i spokoju, pośród tłumnego i gwarnego
miasta, zawieramy z nimi znajomość.
Odnajdujemy tu nie tylko wewnętrzny spokój, rownowagę,
ale przede wszystkim nie pozwalamy,by to, co w nas negatywne,
zawładnęlo nami bez reszty.
Ten czas już minął. Dziś przechodząc cmentarną aleją, nie przykładam
już oka do wizjera kamery. Patrzę na madonny i anioły jak na moich
starych przyjaciół, towarzyszy wspaniałej wędrówki.
Uśmiecham sie do nich, a one do mnie, zwłaszcza te, przy których
godzinami czekałam na t e n moment.
Na cień, na światło, na chmury, na zachód słońca, na powiew wiatru,
który rozwiewał im włosy.
Pogrążone w sobie w zamyśleniu.. czekają..
Zapraszam Państwa na tę dłuzszą niż zwykle chwilę zadumy.

Człowiek jest więźniem swojej codzienności. Dni mijają za dniami w niezmiennej kolei. Czynności zmieniają się w monotonnym rytmie. Spotykamy wciąż te same twarze, jeżeli je rozpoznajemy i rozróżniamy, albo też tłum bez twarzy, pozbawiony indywidualnych
cech. Wrażenia, doznawane jeszcze raz i jeszcze i jeszcze, pozbawiają nas wrażliwości. Ogarnięci falą upływającego czasu, otępiali, zajęci powszednimi zajęciami, oddani normalnym kolejnościom, trwamy przemijając wciąż bardziej. Aż nagle, w jakiejś nie-przewidywalnej chwili, wiedzeni niewyjaśnionym impulsem, niewyrażalnym nastrojem chwili, nieoczekiwanym momentem refleksji, iluminacja: zauważamy! Widzimy!! Ożywamy!!! Codzienność nabiera waloru. Już nie jest powszednia.
Przybiera postać. Otrzymuje twarz. Wyostrzają się jej rysy. Zaczynamy postrzegać jej niepowtarzalność, jej niezwykłość, jej osobliwość i osobność.
Fotogramy Ewy to takie wlasnie olśnienia. Sprowokowane niekiedy przez dzieła innych artystów, zobaczone w innym aspekcie, w nowych ujęciach, w odmiennym świetle. Czasem i częściej są to jednak przedmioty banalne w swojej zwyczajności, a przecież
wizualnie zaskakujące. Schody, balustrady, bruki, sploty sznurów, tramwajowe lub kolejo-we szyny i przewody, kuchenne naczynia, narzędzia i materiały rzemieślnicze, egzotyczne rośliny i swojskie warzywa, każdy nieoczekiwany temat staje się – Tematem.
Suszące się rybackie sieci zamieniają się w abstrakcyjną niemal grę świateł i cieni, zagęszczeń i splątań. Zadufane w sobie, zamknięte chropawą skórą dynie eksplodują barwą i światłem jak namiętnością. Wizje te znajdują przedziwnym sposobem drogę do
naszych emocji, jakby aluzja do czegoś, co być może przeczuwamy, ale czegośmy sobie sami jeszcze w pełni nie uświadomili.
I bodźcem, abyśmy szerzej otworzyli oczy i znów poczęli widzieć i żyć.

Maciej Berlin, Kulturküche, Berlin